Co by było, gdyby zamiast złośliwych obgadywań rozsiewać PLOTKI POZYTYWNE?
Pochwalić dziecko przed rodzicami (i odwrotnie).
Nagadać teściowej o zaletach synowej (i odwrotnie).
Mimochodem wspomnieć w najbliższym spożywczaku, jakich się ma miłych sąsiadów.
W ostateczności powiedzieć komuś coś miłego o nim samym. Chłopcu, co wyszedł na spacer z małym bratem w wózku i przez całą drogę cierpliwie roztłumaczał mu świat – powiedzieć, że świetnie się nim zajmuje.
Staruszkom, co z plecami zgiętymi w pałąki kucają nad swoim trawnikiem, pracowicie wyrywając chwasty – że mają najpiękniejszy ogród w okolicy.
Koleżance zza biurka, którą wyraźnie coś trapi – że fantastycznie sobie poradziła z tym wczorajszym bilansem.
Dlaczegóż zasada „dobrze albo wcale” ma się ograniczać tylko do mówienia o zmarłych? Czemu się wzbraniamy przed komplementami? Ano: „żeby sobie nie pomyślał”. Że czegoś od niej chcę, że się podwalam, że mam ochotę na flirt, że go zmiękczam i zaraz to jakoś wykorzystam. Wreszcie – bo nam się źle kojarzy: z lizusostwem i włazidupstwem.
Otóż – nie bójmy się! To nie lizusostwo, bo nie oczekujemy rewanżu! Totalna bezinteresowność, takie jest założenie. Ostatecznie to tylko słowa. Lecz jakość naszego życia zależy także od słów.
Przyjmujecie wyzwanie…?
Płatkowska
Najnowsze komentarze